18 września 2021 roku w bydgoskim Myślęcinku odbyły się mistrzostwa Polski w półmaratonie niewidomych i słabowidzących. Dwóch biegaczy z KSN Łuczniczka Bydgoszcz zadebiutowało na tym dystansie. Impreza odbyła się w ramach trzydniowego 6. PKO Bydgoskiego Festiwalu Biegowego.
Na trasach wokół Różopola biegacze rywalizowali na dystansach 5 km, 10 km i 21,1 km (półmaraton). Uczestnicy mieli do pokonania jedną, dwie albo cztery pętle (z tzw. agrafką, by wypełnić dystans półmaratonu). To były pierwsze mistrzostwa Polski w półmaratonie amatorów. Nagrody przyznawano w kategoriach open oraz w różnych kategoriach wiekowych, od 16 lat do 55 lat i więcej.
Organizatorem biegu osób z dysfunkcją wzroku było Stowarzyszenie Cross w Warszawie, współorganizatorem na miejscu: Pomorsko-Kujawski Klub Kultury Fizycznej Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących Łuczniczka w Bydgoszczy oraz Stowarzyszenie Kultury Fizycznej Niewidomych i Słabowidzących OCULUS Bydgoszcz.
Bydgoskie debiuty na połówce
Wystartowało 14 zawodników (13 mężczyzn i jedna kobieta) z całego kraju w kategoriach T11 (niewidomi z przewodnikami) i T12 (słabowidzący). Liczną, bo 5-osobową ekipę, wystawili gospodarze, czyli sekcja biegowa KSN Łuczniczka Bydgoszcz.
Trzeba przyznać, że impreza ta dla zgłoszonych biegaczy z wadą wzroku nie była docelową w tym roku. Na co dzień przygotowują się oni do startów na krótszych dystansach, a udział w MP w półmaratonie potraktowali jako nowe doświadczenie i formę sprawdzenia się.
Niewidomy Sebastian Greń z przewodnikiem Andrzejem Kiełczyńskim zajęli trzecie miejsce (czas 1:49.50).
- Na treningach dwa razy dwadzieścia kilometrów już robiłem - przyznaje zawodnik. - Ale oficjalnie dopiero teraz pobiegłem taki dystans. Było założenie, że się nie ścigamy, tylko biegniemy równym tempem. Najgorzej było na trzynastym, czternastym kilometrze. Trochę mnie stopa bolała, ale oddechowo było OK. Dopiero na ostatniej pętli stwierdziliśmy, że skoro są siły, to pogrzejemy. Ostatni kilometr pobiegliśmy w czasie poniżej pięciu minut, dogoniliśmy prawie Mariusza Zacheję, fajnie się biegło.
Sebastian w tym roku pobiegł już 5000 metrów na stadionie bydgoskiego Zawiszy na paralekkoatletycznych mistrzostwach Polski, dwa razy zaliczył biegi górskie w Szklarskiej Porębie (po 3,5 km) i 5 km w ulicznym biegu Płocku.
W grupie niedowidzących spośród zawodników bydgoskiego klubu Kacper Jażdżewski był czwarty (1:34.19), a Krzysztof Badowski, dyr. KSN Łuczniczka, piąty (1:52.41).
Zarówno dla Sebastiana, jak i dla Kacpra - połówka w Myślęcinku była debiutem na tym dystansie.
"Tańczący" mistrz ze stolicy
Wspomniany Mariusz Zacheja z Syrenki Warszawa wygrał rywalizację wśród niewidomych z czasem 1:47.35.
Jego przewodnik Julian Kubarski z Bydgoszczy mówi otwarcie: - Chociaż pobiegłem z Mariuszem po raz pierwszy, to biegło mi się bardzo dobrze. Jest wymagający, wybiegany, dobrze trzyma tempo, dobrze prowadzi się takiego zawodnika.
Mariusz biega od 2013 roku. Zaczynał od dystansu 10 km. W tym samym roku w maju w Kurpiowskiej Połówce nabawił się kontuzji kolana, którą leczył do końca roku.
- Ale się nie zraziłem, złapałem bakcyla biegania - mówi Mariusz Zacheja. - Zacząłem poważnie ćwiczyć, trenować. Wiadomo, że dla ludzi, którzy nic nie widzą, jest to bardzo trudne. Gdy ja biegłem, ktoś obok mnie jechał rowerem. To nie były regularne treningi. Dopiero, gdy w 2019 roku kupiłem sobie bieżnię, mogłem zacząć ćwiczyć codziennie. Wcześniej to było takie amatorskie bieganie, w tym momencie zacząłem na poważnie. Ta bieżnia bardzo mi pomogła, gdy przyszła pandemia.
Z regularnością treningów przyszły dobre wyniki na trasach biegowych. W 2020 roku na 10 km zrobił 45.49, a w tym roku połówkę pobiegł w 1:47.35. Obydwa biegi odbyły się w Bydgoszczy. Wcześniej, bo w 2017 roku uzyskał też najlepszy czas na 15 km - 1:15.28. Jak przyznaje, "nie czuje" dystansu 5 km, uważa go za mało miarodajny. W Warszawie, gdzie mieszka, robienie "piątek" nie ma sensu, ściganie się w tłumie mija się z celem.
Dodajmy jeszcze, że Mariusz Zacheja od 2003 roku aż do pandemii koronawirusa Covid-19 uczestniczył w zajęciach tańca towarzyskiego. W 2009 roku został wicemistrzem Polski niewidomych, praktycznie co roku był na podium MP.
Warszawianin ma dużo wspólnego z Sebastianem Greniem, biegaczem KSN Łuczniczka Bydgoszcz. Obaj są muzykalni. Sebastian od lat na poważnie ćwiczy i gra na wiolonczeli.
Pobiegła więcej, ale nie cierpi
Katarzyna Tomczyk nie miała kłopotu z rywalkami, bo dystans półmaratoński nie jest popularny wśród kobiet z wadą wzroku. Walczyła ze swoimi słabościami osiagając wynik 1:46.12.
Po zakończeniu biegu, zawodniczka, która w swojej karierze zaliczyła trzy maratony, przyznała, że miała kłopoty z... trzymaniem się trasy.
- Ale tak to jest, jak ktoś niedowidzi - śmieje się za meta biegaczka KSN Łuczniczka Bydgoszcz. - Jednak jak sobie tak myślę na spokojnie, to trasa była bardzo łatwa i teraz był na pewno nie zabłądziła. Jak się patrzy w jedn punkt przed siebie i na zasadzie "poszła dalej!", to można przeoczyć, że z lewej strony była tzw. agrafka. Trener Tomek Chmurzyński powiedział mi wprost: "A nie mówiłem? Jak się nie trzyma lewej strony, to potem tak to wygląda". Jedni biegli pięć kilometrów, drudzy dziesięć, inni jeszcze półmaraton, więc można się było pogubić z tą agrafką. Ale mój błąd, to oczywiście moja wina. W ten sposób zaliczyłam pół maratonu i jeszcze troszkę.
A jak to wyglądało od strony sportowej?
- Z wyniku jestem bardzo zadowolona. Najpierw organizatorzy zaliczyli mi piętnaście kilometrów, potem pięć, w końcu zsumowali te czasy i wyszło 1:46.12 - wyjaśnia Katarzyna Tomczak. - Nie powiem, że był to dla mnie bieg treningowy, bo jak zawsze chciałam osiągnąć najlepszy czas. Z trenerem ustaliliśmy jednak, że nie jest to najważniejszy bieg w tym roku, że potraktujemy go, jako rozbieg, przygotowanie do kolejnej rywalizacji w Bydgoszczy, mistrzostw Polski na dziesięć kilometrów. Tym półmaratonem Tomek zwiększył mi kilometraż, ale z tego powodu nie cierpię.
Pod okiem trenera Tomasza Chmurzyńskiego zawodniczka trenuje od października 2020 roku, czyli mija rok tej współpracy.
- Biegając każdy z nas walczy o swój wynik, swoją formę, a ja chcę być lepszą wersją siebie. Widzę po sobie, że od kiedy trenuję razem z Tomkiem Chmurzyńskim, to moje bieganie jest całkiem inne, ma ręce i nogi. A wcześniej było to bardzo chaotyczne, po każdym biegu tydzień leżałam, zbierałam siły na kolejny bieg. Warto mieć taką opiekę, kogoś nad sobą, kto pilnuje procesu szkolenia, kto po prostu jest mądrzejszy i wie co jest najlepsze dla mnie jako zawodniczki - podsumowuje biegaczka KSN Łuczniczka Bydgoszcz.
Trener schodzi pierwszy, bo...
Po pierwszej pętli myślęcińskich mistrzostw Polski w półmaratonie z trasy zszedł Tomasz Chmurzyński, były czterokrotny paraolimpijczyk w maratonie, a obecnie szef Oculusa Bydgoszcz. Na co dzień prowadzi on zawodników, którzy trenują w KSN Łuczniczka Bydgoszcz.
- Miałem kontuzję łydki, naderwanie włókien, z tym wystartowałem, myślałem, że dam radę, ale nic na siłę. Stwierdziłem, że nawet gdybym dobiegł do mety, to te skutki uboczne byłyby takie, że mógłbym długo, długo nie biegać. Zszedłem z trasy, zwyciężył zdrowy rozsądek. Ja już nic nikomu nie muszę udowadniać, sobie też. Teraz biegam już tylko dla przyjemności - podsumowuje swój start Tomasz Chmurzyński.
Na trasie półmaratonu miał kilkoro swoich podopiecznych. Oto jego uwagi na temat ich startu:
- Główne założenie było takie, że Sebastian i Kacper przebiegli po raz pierwszy półmaraton. Żaden z nich nie trenuje pod takie dystanse. W wypadku Sebastiana trzeba go ocenić jak najbardziej pozytywnie. Miał po prostu spokojnie pobiec pierwsze trzy pętle, a ostatnią bardzo mocno. I tak dokładnie pobiegł. Przed ostatnią pętlą do drugiego zawodnika tracił dwie minuty, a na mecie zabrakło mu dwudziestu sekund do srebrnego medalu. Ten krążek jest tylko wypadkową strategii, jaką obraliśmy przed startem. Dla Kacpra założenia były już inne, miał pobiec najlepiej jak mógł, ok. 4.15 na piątkę. Jest dynamiczny na trasie, ma za wysoką dynamikę ruchową do tempa, jakim biegnie, jeszcze nie umie biegać ekonomicznie. Okazuje się, że 21 kilometrów jest dla niego jeszcze za długim dystansem. Bieganie półmaratonu to jest połączenie wytrzymałości z ekonomiką biegu, a on troszeczkę zachowuje się jak średniodystansowiec. To się później troszkę mści, na przykład po piętnastu kilometrach. Ale pierwsze koty za płoty, tu się będzie liczyło doświadczenie. Pobiegła jeszcze Katarzyna. I dla niej ten półmaraton był także testem ogólnej wytrzymałości pod "dziesiątkę" w Bydgoszczy. Podsumowaniem tego, co robiliśmy i czy dobrze zrobiliśmy w trakcie sezonu na treningach i obozach będzie właśnie ten bieg.
Najbliższą imprezą biegową w Bydgoszczy dla osób z wadą wzroku będą mistrzostwa Polski na 10 kilometrów.
- Jeśli zregeneruję się na tyle, że będę mógł pobiec na maksa, to powalczę o pierwsze miejsce. Jeśli nie, to postaram się pobiec dla Kacpra i mocno poprowadzić "dychę" - mówi Tomasz Chmurzyński, zakładając dwie strategie na 2 października 2021 roku (sobota) w Myślęcinku.